Nie mogąc oprzeć się pokusie wspomnienia, Edward wstał i podszedł do pokoju Noaha. Delikatnie otworzył drzwi, niemal bojąc się tego, co zobaczy, a czego nie. Noah siedział na wózku inwalidzkim, tyłem do drzwi, wpatrując się w okno, jak zawsze.
Ale w powietrzu było coś innego. Słaby dźwięk. Edward podszedł.
To nie było urządzenie ani głośnik. To dochodził od Noaha. Jego usta były lekko rozchylone.
Dźwięk był stłumiony, prawie bezgłośny, ale rozpoznawalny. Brzęczenie. Ta sama melodia, którą grała Rosa.
Niewłaściwe, drżące, niedoskonałe. Edward poczuł ucisk w piersi. Stał tam, bojąc się poruszyć, bojąc się, że kruchy, rodzący się cud się zatrzyma, jeśli podejdzie za blisko.
Noah nie odwrócił się, żeby na niego spojrzeć. Nadal nucił, kołysząc się lekko, ruchem tak subtelnym, że Edward mógłby go nie zauważyć, gdyby nie wypatrywał oznak życia. A potem zdał sobie sprawę, że wciąż to robi.
Po prostu stracił nadzieję na ich ponowne odnalezienie. W swoim pokoju Edward nie spał, nie z powodu bezsenności czy stresu, ale z powodu czegoś dziwnego: ciężaru możliwości. Coś w Rosie go niepokoiło, i to nie dlatego, że sobie nadużyła.
Stało się tak, ponieważ dokonała czegoś niemożliwego. Czegoś, czego nie udało się osiągnąć nawet najbardziej znanym, drogim i wysoko cenionym profesjonalistom. Dotarła do Noaha nie dzięki technice, ale dzięki czemuś o wiele bardziej niebezpiecznemu.
Emocje. Wrażliwość. Odważyła się traktować syna jak dziecko, a nie jak przypadek.
Edward spędził lata, próbując odbudować to, co zniszczył wypadek, pieniędzmi, systemami i technologią. Ale tego, co zrobiła Rosa, nie dało się odtworzyć w laboratorium ani zmierzyć na wykresach. Przerażało go to i choć nadal nie chciał tego nazwać, dało mu to coś jeszcze.
Ukryła coś pod bólem i protokołem: nadzieję, a ta nadzieja, choćby najmniejsza, zmieniała wszystko. Rosa mogła wrócić na strych pod ścisłymi warunkami, tylko po to, by posprzątać. Edward dał jej to jasno do zrozumienia, gdy tylko wszedł.
Żadnej muzyki, żadnych tańców, tylko sprzątanie – powiedziała, nie patrząc mu w oczy, celowo neutralnym głosem. Rosa nie zaprotestowała. Skinęła głową, wzięła mop i miotłę, jakby akceptując zasady cichego pojedynku, i ruszyła z tą samą spokojną gracją, co zawsze. Najlepsze oferty słuchawek.
Nie było kazań, nie było napięcia, tylko nikła, niewypowiedziana pewność, że wydarzyło się coś świętego i teraz będzie traktowane jako kruche. Edward powtarzał sobie, że to środek ostrożności, że każde powtórzenie tego, co się stało, groziło zgaszeniem iskry, która zapłonęła w Noah, ale w głębi duszy wiedział, że chroni coś innego: siebie. Nie był gotowy przyznać, że jego obecność dotarła do zakątka jego świata, obcego nauce i strukturze.
Obserwował ją z korytarza, przez szparę w otwartych drzwiach. Rosa nie zwróciła się do Noaha ani nie przywitała się z nim bezpośrednio. Nuciła ciche melodie w języku, którego Edward nie potrafił rozpoznać.
To nie były rymowanki ani klasyczne utwory; brzmiały staroświecko, głęboko zakorzenione, jak nagranie przekazywane z pamięci, a nie nuty. Z początku Noah pozostał nieruchomy jak zawsze. Jego krzesło stało przy tym samym oknie, a na jego twarzy nie było żadnych emocji, na których tak bardzo zależało Edwardowi. Najlepsze oferty słuchawek
Ale Rosa nie oczekiwała cudów. Sprzątała w delikatnym tempie, nie wyreżyserowanym, lecz celowym. Jej ruchy były płynne, jakby płynęła, nie grała, lecz istniała.
Co jakiś czas przerywała w połowie i lekko zmieniała nucenie, pozwalając melodii zanikać lub wibrować. Edward nie potrafił tego wyjaśnić, ale wpływało to na atmosferę między nimi, nawet z korytarza. Aż pewnego popołudnia wydarzyło się coś nieistotnego, czego każdy mógł nie zauważyć.
Rosa przeszła obok Noaha, a jej melodia ucichła do krótkiej, minorowej nuty. Podążył za nią wzrokiem, tylko przez sekundę, ale Edward ją dostrzegł. Rosa nie zareagowała.
Nie odezwał się ani nie okazywał tego. Nucił dalej, bez przerwy, jakby niczego nie zauważył. Następnego dnia sytuacja się powtórzyła.
Tym razem, gdy przechodził obok, jego wzrok padł na nią i zatrzymał się na niej jeszcze przez sekundę. Kilka dni później mrugnął dwa razy, gdy się odwróciła. Żadnych gwałtownych mrugnięć.
Zdecydowany. To było niemal jak rozmowa skonstruowana bez słów, jakby uczył się reagować w jedyny możliwy sposób. Edward obserwował go nieustannie, dzień po dniu.
Ciąg dalszy na następnej stronie: